Dzień świra, czyli jedziemy do Anglii (na jeden dzień)

Strefa Barbera

Latem tego roku wymyśliliśmy szybki trip do Anglii, żeby zwiedzić jedno z nielicznych muzeów barberskich w Europie. Marvellous Barber Museum, bo o nim mowa, mieści się w malowniczym King’s Lynn we wschodniej Anglii i jest wyjątkowym miejscem. Wymyślone, utworzone i zawiadywane przez jedną z najbardziej ekscentrycznych postaci angielskiego światka barberskiego, czyli samego Richarda Finneya.

Ten niezwykły człowiek to założyciel firmy kosmetycznej Captain Fawcett, które umiejscowione jest w tym samym hangarze co muzeum. Bo wszystko tu się przeplata, zarówno elementy wystroju, artefakty i muzealne eksponaty, jak i historyczne książki tematyczne. Wszystko wystawione jest na widok publiczny wraz z produktami sprzedażowymi Captain Fawcett. Lubię taki miszmasz. Przypomina mi o latach 80., w których dorastałem i buntowałem się, a w których to artystyczna wizja punkowej estetyki przejawiała się w liczbie gadżetów na metr kwadratowy. Jednakże, nieporównywalnie do subkulturowego zacięcia, hala wystawowo-muzealno-filmowa w muzeum barberskim Finneya jest zorganizowana z wyjątkowym smakiem. Ale po kolei.

Koniec naszego urlopu to wariacki pomysł, żeby polecieć na jeden dzień do Prawej Ręki Kapitana, jak sam nazywa się właściciel szalonego przybytku, oraz do jego ekipy, żeby na własne oczy zobaczyć historię Anglii przez pryzmat włosów, zarostów i golenia twarzy i aby… przenieść się choć na chwilę w uniwersum brytyjskiego imperium. 

 

Fot. Nikodem Szulc

 

Na ten wczesny wylot z poznańskiej Ławicy zabrałem Marcelinę, Nikodema i Adasia Juniora. W Londynie czekała nas przykra niespodzianka w postaci strajków personelu obsługującego transport kolejowy, więc szybka, męska decyzja i dwugodzinna taksówka do King’s Lynn. Jesteśmy na miejscu!

Przed wejściem do ogromnego pomieszczenia stoi londyński czerwony telefon, dwa ogromne barber pole i logotyp firmy C.F. Wejście do środka jest oczarowujące. Przede wszystkim duże wrażenie robi ogrom pięknie wystrojonego wnętrza. Stoją w nim stare, odrestaurowane lady apteczne, witrynki z wypolerowanym szkłem, lśniące drewniane sofy z wygodnym obiciem i witający wchodzących gości napis: „Beaten paths are for beaten people”. To hasło przewodnie tego miejsca, które po pierwsze przenosi nas w czasy brytyjskich eksploracji podróżniczych, a po drugie – mówi krótko, że chłopaki to nie mięczaki i muszą szukać swoich dróg i swoich pomysłów na życie.

Byłem w kilku barberskich muzeach na świecie i oglądałem też różne wystawy tematyczne podczas różnych eventów. Jednakże w King’s Lynn wszystko podane jest na czystej i wypolerowanej angielskiej tacy ze specyficznym monarchizmem i przekonaniem, że to właśnie w Anglii mieści się epicentrum wszechświata. Można się z tego śmiać, ale oni chyba rzeczywiście tak myślą. Uzbierane przez niezłomnego Richiego artefakty poukładane są w muzeum tematycznie, a sam mistrz ceremonii oprowadził nas po swoim królestwie, opowiadając z ogromnym zaangażowaniem o każdym kolejnym drobiazgu. Zatrzymywaliśmy się przy kolejnych szafkach, witrynkach, podstawkach i obrazkach, a Richie Finney wszystko objaśniał, wyciągał na światło dzienne każdy szczególik, czytał listy żołnierzy z okopów, którzy pisali w nich o uciążliwym braku mydła do golenia, i cieszył się,...

Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 4 elektroniczne wydania
  • Nieograniczony – przez 365 dni – dostęp online do aktualnego wydania czasopisma
  • Dostęp do treści w bibliotece cyfrowej
  • ... i wiele więcej!
Sprawdź szczegóły

Przypisy