Kobiety w barber shopie

Strefa Barbera

„No to jak to jest? Mogą wchodzić do środka czy nie mogą?” – to częste pytanie polskich dziennikarzy, ale i osób zaciekawionych nowym zjawiskiem, jakim jest barbering, i udziałem w nim pań. Zwłaszcza dziennikarki, z błyskiem w oku i na fali wzrastającej feminizacji podejmują ten temat. Chodzi oczywiście o to, czy kobiety mogą wchodzić do wnętrza tak tętniącego maskulinizmem miejsca jak barber shop.

Kilka lokali w Polsce nie zaprasza kobiet do siebie. Zainspirowały się one przynajmniej dwoma znanymi barber shopami ze świata: „Hawleywood” z Kalifornii oraz „Schorem Barbers” z Rotterdamu. Tabliczki „Women not allowed” są dalece wymowne, ale umówmy się: każdy prowadzi swój interes, jak uważa. U nas w Jamie w Poznaniu panie przychodzą ze swoimi młodszymi i starszymi partnerami czy członkami rodziny i czekając w poczekalni, przyglądają się steampunkowemu światu z perspektywy mniej lub bardziej biernego widza. 

Nie widzę tu problemu. Kobiety, mimo tego, że nie obsługujemy ich, są dobrymi klientami. Umieją doradzić mężczyźnie kosmetyk, kupują vouchery na usługę, a i potrafią przekonać opornego do zmiany wizerunku.

Gwoli wyjaśnienia: nie strzyżemy kobiet. Nie znamy się na tym. Jesteśmy wyuczonymi fryzjerami męskimi i każdego dnia udowadniamy na zewnątrz, ale również utwierdzamy się w tym, że fryzjerstwo męskie i damskie to dwa różne zawody. Bezwzględnie podobne i pracujące na podobnych materiałach, jakimi są włosy klienta, jednakże – różne. A jak było w historii? W XIX w. kobieta stojąca za fotelem stanowiła kuriozum. Może nie takim jak najsilniejszy człowiek świata w co drugim cyrku czy syjamskie rodzeństwo pokazywane na bazarach. I być może nie była wytykana palcami na ulicach jak nomen omen kobieta z brodą, ale budziła niezdrową sensację. Ludzie mówili o tym na ulicach, bo jak to może być, że kobieta, która nie ma zarostu na twarzy, śmie golić mężczyzn! W dodatku w ich świątyniach, za jakie były uznawane barber shopy. Jednak co odważniejsze sztuki zaczynały pracować w stacjonarnych zakładach, wyrąbując przerębel zmian dla kolejnych pokoleń. Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Wielkiej Brytanii pojawiały się kobiety chętne do pracy w zawodzie barbera. Często chciano je zatrudniać głównie na stanowiskach manikiurzystki, ale „gdzie diabel nie może…”. I panie coraz śmielej radziły sobie na bezpośrednim froncie z klientem.

Ciekawą historią jest życie C.J. Walker. Ta czarnoskóra córka niewolników od dziecka interesowała się włosami. Wszyscy jej bracia byli barberami, więc pewnie stąd wynikało jej zainteresowanie. Od początku XX stulecia dążyła do produkowania kosmetyków do włosów dla Afroamerykanów. Założyła firmę o nazwie Madam C.J. Walker i sprzedawała kilkanaście rodzajów produktów, głównie dla kobiet. Zrobiła karierę „od zera do bohatera”, zostając potentatem w dziedzinie fryzjerstwa i produkcji wyjątkowych kosmetyków. O jej życia nakręcono serial Self Made: Inspired by the Life of Madam C.J. Walker.

Przed wojną w Polsce było prawie nie do pomyślenia, żeby klienci pozwolili, by strzygła ich lub ogoliła kobieta. Do dziś starsi panowie, których ojcowie lub dziadkowie byli obsługiwani w tamtejszych zakładach, wspominają, że do mężczyzny była ogromna kolejka, a pani raczej czekała na chętnego do golenia. Po wojnie sytuacja się mocno zmieniała. Zawód zaczął się mocno feminizować i można śmiało powiedzieć, że fryzjerstwo męskie uratowały kobiety. 

W tamtym czasie w Wielkiej Brytanii robiono nawet zdjęcia fryzjerkom męskim i publikowano je w prasie, bo wciąż wydawało się to czymś nadzwyczajnym. Jednakże nieuchronny walec postępu i zmian sprawiał, że coraz więcej kobiet wkraczało zostawało barberami. Dostępność bezpłatnej edukacji zawodowej, awans społeczny ze wsi i mniejszych miejscowości oraz narastająca emancypacja i rozpychanie się pań na rynku pracy sprawiły, że w latach 60. XX w. widok kobiety z brzytwą nikogo już nie szokował. Dekadę później fryzjerstwo męskie zaczynało popadać w marazm. Powodem stała się moda na zapuszczanie długich włosów, traktowanie przez młodzież konserwatywnych zakładów z dużą niechęcią oraz to, że wyuczeni krótkiego strzyżenia fryzjerzy męscy nie umieli, nie chcieli podcinać końcówek i modelować przerośniętych młodzieńców, odmawiali tego. Jednak panie, które mają naturalną inklinację do pracy z długimi włosami (to one najczęściej mają dłuższe włosy i od najmłodszych lat uczą się je wiązać, czesać, myć i pielęgnować) i poza tym z socjologicznego punktu widzenia lepiej nadawały się na zmianę na stanowisku pracy (przecież dopiero co ich płeć przeszła ogromną rewolucję równouprawnieniową), poradziły sobie z tymi zmianami i to one wyszły obronną ręką w walce z nowoczesną modą. 

To z kolei w dłuższej perspektywie doprowadziło do rozmiękczenia zawodu jego coraz bardziej uniseksualnym charakterem i wyraźnym zatracaniem się różnic między działem męskim a damskim. Nie czas tu i miejsce na opisywanie całej, niezwykle barwnej historii wzlotów i upadków we fryzjerstwie męskim. Przeskoczmy więc 30–40 lat do 2014 r., w którym barbering na świecie znowu zaczyna dostawać skrzydeł. Z początku branża była mocno zmaskulinizowana. Z czasem jednak pojawiło się coraz więcej bardzo dobrych i wykształconych pań. A im więcej wyspecjalizowanych barberek, tym większe możliwości pojawiają się dla kolejnych. Teraz kobieta pracująca w barber shopie nie budzi zdziwienia i tak sobie na marginesie tych rozważań myślę, czy po latach feminizacji zawodu, a potem drwalowej męskości nie nadejdzie znowu dzień, że pań będzie więcej niż panów? Czy ten cykl może przypominać wykres pojawiania się i ginięcia lisów i zajęcy w odstępach kilku dziesięcioleci? Czyli w zależności od tego, kogo jest więcej, to drugich jest mniej i potem następuje przesilenie i wajcha idzie w drugą stronę? Czy w ogóle w takim mocnym, zero-jedynkowym zawodzie może się zdarzyć równowaga? Pytań jest dużo, ale od tego są właśnie dyskusje branżowe, żeby móc to analizować i pchać ten zawodowy wózek do przodu. Parytety to chyba najgorsze, co mogłoby się zdarzyć. Od tego jestem jak najdalszy. Bo przecież nieważne, czy mój fryzjer będzie kobietą czy mężczyzną. Przyjmuję do pracy mądrych, zdolnych, ciekawych i pracowitych. Nie chcę tu widzieć niewyedukowanych leni i zaraz po tych słowach nachodzi mnie kolejna konstatacja, że to jest właściwie ten najważniejszy podział. Chcemy mądrej, wykształconej branży, która potrzebuje dobrych rzemieślników szanujących tradycję i umiejących stawić czoła nowym wyzwaniom. Czy to będą panie czy panowie, chyba nie ma większego znaczenia.

U nas w Jamie od samego początku istnienia i jakoby nawet z samego założenia damy są. W tym momencie mamy już cztery kobiety pracujące. Dwie z nich bezpośrednio przy fotelu, jedna na recepcji, a dodatkowo nad całym majdanem czuwa nasza matrona – matka. Przynajmniej raz w roku zapraszamy zaprzyjaźnione barberki, które strzygą gościnnie w naszych progach, co cieszy się wielkim zainteresowaniem ze strony naszych klientów.
Wracając jeszcze na chwilę to tematu wpuszczania lub niewpuszczania kobiet do barber shopu, to jestem zwolennikiem teorii, że jeżeli prowadzisz biznes, to rób tak, jak sobie wymyśliłeś. To Twój koncept i jeśli Twoim zdaniem w Twoim barber shopie kobiety mogą czuć się źle, bo jest tam duże nasycenie przekleństw, zbyt luźnej atmosfery i sprośnych żarcików, to nie widzę problemu, żeby ich nie zapraszać. Natomiast jestem przeciwnikiem zachowań patologicznych, w których wyprasza się kobiety na mróz, kiedy ich kilkuletni syn siedzi na fotelu fryzjerskim. Takie sytuacje miały miejsce, były opisywane w prasie i wypaczają skądinąd ciekawą ideę klubu dla mężczyzn bez udziału pań.

Kiedy chodziłem do zawodówki, w mojej klasie fryzjerskiej zdecydowaną większość uczniów stanowiły dziewczyny. Dość powiedzieć, że stosunek liczebny był 30:4. Znaczna przewaga dziewcząt sprawiła, że zrozumiałem je i doceniłem pod wieloma względami. Tak zwana kobieca mądrość nie jest tylko czczym stwierdzeniem, ale realnym faktem, zwłaszcza u pań doświadczonych wiekowo, zawodowo, rodzinnie i życiowo. Bardzo często radzę się swojej żony w granicznych sytuacjach i zawsze dobrze na tym wychodzę. Może właśnie tu tkwi clue problemu: rozmawiać, poznać i zrozumieć, zamiast ujadania na drugich. Myślę, że to mogłoby się nie tylko tyczyć sfery damsko- męskiej, ale i wielu innych…

Przypisy