Księga ciała mężczyzny – wywiad Doroty Krzemionki z Pawłem Pilichem

Strefa Brodacza

O tym, jaki stosunek do swojego ciała mają mężczyźni, z psychoterapeutą Pawłem Pilichem rozmawia Dorota Krzemionka.

Dorota Krzemionka: Pojawia mi się metafora ciała mężczyzny jako księgi, w której odciska się ślad tego, jak żyje. Myślę o ciałach wojowników, naznaczonych bliznami, z których bywali dumni. Jak te księgi ciała mężczyzn dziś wyglądają?

Paweł Pilich: Są raczej naznaczone stresem, bólem niż zwycięstwami i porażkami. Widać w nich raczej trud, cierpienie i frustrację.

DK: Przychodzi do Pana pacjent, mężczyzna. Czego się Pan o nim dowiaduje, patrząc na jego ciało? Na co Pan zwraca uwagę?

PP: Na wiele rzeczy. Na to, jak wygląda, jak się porusza, na napięcie jego mięśni, spojrzenie, budowę ciała. To wszystko ma znaczenie. Na przykład wchodzi trzydziestopięcioletni mężczyzna i widać, że ma wyraźną nadwagę, wystający brzuch, obłe ramiona. Podaje mi miękką, spoconą dłoń. Zapada się w fotel i mówi, że ma objawy depresyjne, nic mu się nie chce, jest przygnębiony i sam nie wie, czego pragnie.

DK: Gdzieś uchodzi z niego energia? A może sam ją zabiera ze swego ciała?

PP: W jakimś sensie tak, bo po części sam decyduje, jak żyje. Często mężczyźni mówią w wywiadzie wstępnym o depresyjnych objawach. Pytam wtedy o wyniki ich badań, na przykład o poziom testosteronu. Okazuje się, że zwykle jest niski, a w wywiadzie klinicznym daje to obraz depresji. Taki pacjent często trafia do psychiatry. Jeśli nie skojarzy on tych faktów, przepisuje mężczyźnie leki przeciwdepresyjne, co jeszcze bardziej obniża mu poziom testosteronu. I mamy błędne koło.

DK: Pisał o tym prof. Philip Zimbardo. Dlaczego poziom testosteronu obniża się u mężczyzn?

PP: Na pewno ma znaczenie zanieczyszczone środowisko. Jest bardzo dużo kobiecych hormonów – w mięsie, w wodzie. Przecież antykoncepcja się nie rozpływa, lecz trafia do wód gruntowych i powraca do naszych organizmów, również do ciał mężczyzn, którym to nie służy. Druga sprawa to złe odżywianie – słodycze, alkohol, fast foody, wysoko przetworzona żywność, która powoduje permanentny stan zapalny w jelitach. Trudno wtedy o dobre samopoczucie. Okazuje się, że osiemdziesiąt procent serotoniny, która odpowiada za dobry nastrój, jest produkowana właśnie w jelitach. Jeśli mamy tam permanentny stan zapalny, powodowany nadmiarem żywności przetworzonej czy cukru, to nasz nastrój nieuchronnie spada. Trzecim powodem męskich problemów jest brak ruchu lub sportu. Już mali chłopcy wolą gry komputerowe czy na playstation niż uganianie się za piłką, jeżdżą na wirtualnym rowerze zamiast pobiec do lasu. Prowadzimy siedzący tryb życia, który nikomu nie służy, a mężczyznom szczególnie.

DK: Z niepokojem obserwuję otyłych, nieruchliwych kilkuletnich chłopców. Nadmiar tkanki tłuszczowej zostanie im już na całe życie. Coraz rzadziej można zobaczyć mężczyzn, których ciało było jak zbroja…

PP: Kiedyś mężczyźni więcej pracowali fizycznie, walczyli, polowali. Spędzali dużo czasu na świeżym powietrzu. Dziś ich ciała wiotczeją, stają się bardziej obłe, słabe, co wpływa na ich samopoczucie. Ćwiczę regularnie pięć – siedem dni w tygodniu. Często ludzie mnie pytają: jak znajdujesz na to czas? Dziwi mnie to pytanie, to tak, jakbym zapytał: a jak znajdujesz czas na sen, oddychanie, na rozmowę z bliskimi. To jest podstawa higieny psychicznej.

DK: Jak mężczyźni traktują dziś swoje ciało? Czym ono dla nich jest? Narzędziem do działania? Przeszkodą? Wizytówką?

PP: Ciało dla mężczyzn pełni wiele funkcji zależnie od kontekstu czy relacji. Mam jednak wrażenie, że ich obraz ciała jest bardzo rozbity, często skrajny. W dobie Instagrama czy Facebooka ciało bywa wizytówką – tym, co ludzie w sieci pokazują. Ich ciało komunikuje, daje jakiś przekaz, jest reklamą. Często jest traktowane w przedmiotowy sposób, pozbawiony przeżywania i odczuwania ciała od wewnątrz, bycia z nim w harmonii. Raczej staje się narzędziem, czymś użytecznym, co trzeba jakoś pokazać, czemuś ma służyć. Często jest eksploatowane, zaniedbywane albo w niewłaściwy sposób pielęgnowane. Z jednej strony istnieje wzorzec kulturowy pięknego ciała, które się nie starzeje. Z drugiej na ulicach widzimy mężczyzn, których ciała są zaniedbane, zmęczone, takie „wysiedziane”.

DK: Z badań wynika, że pojawiają się dwie skrajności w stosunku mężczyzn do własnego ciała. Albo mamy do czynienia z abnegacją – kilkudniowy zarost i zapach potu wydaje się przydawać męskości. Albo jest to przesadna, obsesyjna dbałość o ciało i prężenie muskułów przed lustrem. Z czego to wynika? W którą stronę to zmierza?

PP: Pewnie od wielu czynników. W dużym stopniu od wzorców, jakie wynosimy z domów. Wielu współczesnych mężczyzn wychowywało się bez ojców. Nie widzieli męskiego świata, więc starają się go jakoś budować w oparciu o dostępne wzorce. A tych jest wiele. Są ci „niedomyci”, z kilkudniowym zarostem, o których Pani wspomniała, są też mężczyźni sportowcy, napakowani sterydami, albo przeciwnie – mężczyźni metroseksualni, wymuskani i pachnący. Każdy może wybierać z tych wzorców, kim chce być.

DK: Choć pytanie, czym się w tym wyborze kierować? Ojca nie ma, a nawet gdy jest, jego rola się zmienia…

PP: Matka jest pierwotnym obiektem także dla chłopca. Natomiast w pewnym momencie wkracza ojciec. Jaka jest jego rola? Dzisiaj jest dużo pomieszania w tej kwestii. Współcześni ojcowie stają się często taką drugą matką. Są czuli, opiekuńczy, przytulają dzieci, karmią je. W zasadzie trudno odróżnić, kto z rodziców, jaką rolę pełni. A jednak, jak pokazują badania, to ojciec jest tym, który przed dzieckiem stawia wyzwania, uczy je i zachęca, by ryzykowało. By przekraczało granice: weszło na drzewo czy skoczyło do wody. Matka często mówi: „Uważaj, bo spadniesz, stłuczesz kolano, utopisz się…”. Ojciec natomiast zachęca: „Spróbuj, dasz radę, najwyżej się przewrócisz, pomogę ci wstać”. Ale takich ojców jest coraz mniej.

DK: Na ile mężczyźni pozwalają sobie, żeby ich ciało, kontakt z nim był źródłem przyjemności czerpanej nie tylko w seksie. Mam wrażenie, że raczej traktują swoje ciało jako przedmiot do eksploatowania niż pole do przeżywania.

PP: Mężczyźni sprawdzają się raczej poprzez działania. Kobieta może wybrać się do lasu i odczuwać całym ciałem naturę. Mężczyzna wybiera często silniejszą stymulację – kontakt z ludźmi, wysiłek fizyczny. To mu daje przyjemność i możliwość zrelaksowania się. Ze znajomym lekarzem, który pochodzi z Mongolii, rozmawialiśmy kiedyś o zmęczeniu. Powiedział: „Wiesz, ja odpoczywam, gdy zmieniam ruch. W pracy jestem na nogach, potem przychodzę do domu, coś zjem i pracuję w ogrodzie albo pójdę pobiegać”. Wystarczy zmienić ruch, by odpocząć.

DK: A co z tą częścią ciała, która dla wielu mężczyzn jest szczególnie ważna. Mówię o kulcie fallusa.

PP: Nadal dla większości mężczyzn jest to symbol męskości, sprawczości. Zdarza się, że przeżywają w związku ze swoim penisem wiele lęków i kompleksów.

DK: Często bezzasadnie. Czytałam niedawno, że mężczyźni przegrywają na Tinderze, bo nie potrafią się zaprezentować („Wolna Sobota”). Oto wpis pewnego pana: „Opis? A czy to ważne? I tak wiem, że najważniejsze jest to, że mam ponad 180 cm wzrostu i fajnego kutasa”. Skąd ta koncentracja na penisie?

PP: Zapewne jest to efekt dostępności pornografii, która jest fallocentryczna i w jakimś sensie zmienia sposób patrzenia na ludzką seksualność, na przeżywanie męskości. W...

Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów

Co zyskasz, kupując prenumeratę?
  • 4 elektroniczne wydania
  • Nieograniczony – przez 365 dni – dostęp online do aktualnego wydania czasopisma
  • Dostęp do treści w bibliotece cyfrowej
  • ... i wiele więcej!
Sprawdź szczegóły

Przypisy