Kiedy siedziałem w bibliotece National Barber Museum w Ohio, spędzałem tam czas na czytaniu książek, przeglądaniu magazynów fryzjerskich i analizie poszczególnych, co bardziej interesujących mnie rzeczy. Moją wyjątkową uwagę zwracały opisy foteli fryzjerskich produkowanych w XIX w. w Stanach Zjednoczonych przez ówczesnych potentatów w branży. Koken, Paidar, Candrian, Kochs czy Berninghaus, bo to m.in. o nich mowa, powstały z trudu, cierpliwości, konsekwencji, ambicji, ciężkiej pracy i pasji. Z dbałością o szczególiki, wyjątkowe drobiazgi i techniczne oraz technologiczne innowacje producenci wytwarzali arcydzieła sztuki użytkowej, których nazwanie meblami byłoby spłyceniem narracji do prostego zdania jak w początkach tego felietonu: „…wziąć i usiąść”.
Sczytując wiadomości z pożółkłej prasy sprzed ponad stu laty, zastanawiałem się, jak podejść do tematu foteli, które miały mieć swoje należne miejsce w mojej (wtedy) najnowszej książce Następny Proszę!
Przemyśliwałem to, chodząc po pustym muzeum i konfrontując książkowe ryciny z oryginalnymi egzemplarzami na wystawach. Dziesiątki foteli. Ciche, wysiedziane, wymoszczone, zmęczone, podniszczone, z wychodzącymi sprężynami i niedziałającą hydrauliką kontra te dumne, lśniące, odrestaurowane i gotowe do ponownego użycia chciały mi opowiedzieć wszystkie zasłyszane historie. Niemi świadkowie tysięcy rozmów i interakcji przez dziesiątki lat byli molestowani szorstkimi drelichami, portfelami na łańcuchach, pękami kluczy oraz szczotkami i płynem do dezynfekcji. Ale mimo muzealnej emerytury, można by je natychmiast wstawiać do zakładu, bo sprawiały wrażenie, jakby tylko na to czekały. Chętne do pracy – takie są fotele w barber shopie. Będziesz je szanował – odwdzięczą się przez wiele lat, po stokroć.
Fotel fryzjerski jest najważniejszym meblem w zakładzie fryzjerskim. Z każdej strony musi dobrze wyglądać, a jego majestatyczna siła powinna zachęcać do tego, żeby chcieć na nim usiąść i nie chcieć z niego schodzić. Zatem od początku projektowania aż do ostatecznego wykonania znane firmy produkujące swe najsłynniejsze modele robiły wszystko, żeby dobry fotel charakteryzował się kilkoma niezwykle ważnymi szczegółami. Musiał mieć wygodny podgłówek, doskonale dopasowaną tapicerkę, dźwignię do przechylania oparcia, pedał hydrauliczny do ustawiania wysokości, zderzak absorbujący wstrząsy, podnóżek, platformę do wejścia. Ale niewątpliwe ważna była również duża waga gwarantująca stabilność, a do tego ciężka noga, hak do zamocowania pasa do ostrzenia brzytwy, wieszaczek na ręcznik i podłokietniki. Wszystkie elementy rdzewne były niegdyś niklowane.
Lata 90. XX w. to spłycenie wartości usługi w męskim zakładzie fryzjerskim. Nie tylko jakość strzyżenia spowodowana wieloma różnymi czynnikami zaczynała się degenerować. Za tym poszły również elementy wystroju, wyposażenia i umeblowania. Fotele fryzjerskie tamtego czasu wołały o pomstę do nieba. Wielu starych fryzjerów wyrzucało stare fotele na śmietnik, a w zamian kupowali plastikową chińszczyznę, która był modna, ładna, kolorowa i… niefunkcjonalna. Krzykliwe reklamy w ówczesnej prasie fryzjerskiej pokazywały uśmiechnięte fryzjerki na Zachodzie, które już dawno wymieniły fotele na nowe, lepsze… W nich to podgłówki odeszły do lamusa, bo przecież nikt już nie goli, a brody są be. W nich to podnóżki uznano za niepotrzebną fanaberię, która tylko przedraża, a poza tym to nie dentysta, żeby stawać na podwyższeniu. W nich to regulowane oparcie stało się niepotrzebnym drobiazgiem, bo klient nie przyszedł tu przecież spać! I tak krok po kroku dotarliśmy do połowy drugiej dekady XXI w.,która nagle, pozasystemowo i bez pytania zmieniła wszystko.
W 2015 r. po raz pierwszy usiedliśmy z firmą Panda Trzebnica do stołu po to, żeby rozmawiać o zbudowaniu fotela dla fryzjerów męskich. Moje doświadczenie w branży i przy fotelu, ich doświadczenie w produkcji mebli dla fryzjerów oraz obopólna i niezłomna chęć zrobienia dobrego mebla poskutkowały po trzech latach porządnym fotelem. Kto chce zobaczyć, jak to wygląda, to zapraszam na jakiekolwiek targi fryzjerskie lub zachęcam do obejrzenia u nas w Jamie. Bo po latach, teraz na całe szczęście mamy już dostęp do dobrych foteli. Można spokojnie stanąć na podnóżku bez obawy, że się przewróci i że pompa siądzie pod ciężarem albo plecy uciekną przy intensywniejszym rozpychaniu się na siodle.
Bo fotel to kwintesencja i serce fryzjerni. Usiądź, kontempluj i ciesz się chwilą w dobrym zakładzie na dobrym meblu. Bo jak odejdziemy znowu od tego elementu, to odejdziemy znowu od dobrego rzemiosła, a tego przecież nikt z nas nie chce.
Dobrej pracy!